Pani Jolanta o diecie optymalnej dowiedziała się w dość nietypowy sposób, a mianowicie od swojego lekarza ginekologa. Był rok 2001, miała dopiero 41 lat i wagę 112 kg. Jak opowiada o sobie była człowiekiem schorowanym, o części swoich chorób była świadoma, a o niektórych nie miała pojęcia. Opowiedziała dokładnie swoją historię. Jako młoda matka ( w 1982r) przeszłam operację guza piersi, który na szczęście okazał się włókniakiem. W 1989r – z powodu guzków w płatach tarczycy, zostały mi usunięte obydwa płaty. Niestety, żaden lekarz ani przed ani po operacji nie skierował mnie do specjalisty endokrynologa, skutkiem czego nie brałam żadnych hormonów zastępczych i zaczęłam tyć. Po trzech latach tj. w 1992 roku poddałam się operacji torbieli na jajnikach i ich częściowej resekcji , co również nie pozostało bez echa na gospodarkę hormonalną organizmu.
Zaczęłam tyć. Powoli i systematycznie przybywało wagi. Po jakimś czasie – z uwagi na problemy ginekologiczne – podjęłam leczenie hormonalne, w toku którego zażywałam tzw. „końskie” dawki hormonów. To przyspieszyło proces tycia. Byłam świadoma, że niebezpiecznie szybko i dużo przybieram na wadze. Początkowo stosowałam przeróżne diety ( głównie polegające na ograniczaniu ilości tłuszczu ). W końcowej fazie tych diet moje menu składało się z główki kalarepy i suchej bułki na śniadanie popijane „mlekiem” o zawartości 0% tłuszczu a na obiadokolację był woreczek kaszy suchej, bez żadnej okrasy zapijane kubeczkiem kefiru 1,5% tłuszczu. Kiedy mnie skręcało z głodu posilałam się suchymi waflami tortowymi zapijanymi „wspaniałym i zdrowym mlekiem 0%”.
Aby waga chociażby drgnęła włączyłam ćwiczenia – w domu – codziennie 1 godzina a raz w tygodniu basen oraz siłownia i sauna. Osiągnęłam taki skutek, że organizm osłabł do tego stopnia, że nie potrafiłam wejść na IV piętro, bez odpoczynku na wysokości 1,5 lub 2 –go piętra. Włosy wychodziły mi garściami, byłam ciągle zmęczona, rano wstawałam niewyspana, oczy podkrążone, skóra szaro-sina.
„Wzmacniałam się” owocami, szczególnie tymi, które najbardziej lubię, czyli słodkimi. Winogrona, banany, mandarynki, brzoskwinie itp. Niestety, na wadze ciągle przybywało, nawet nie potrafiłam tego zatrzymać nie mówiąc o cofnięciu tego procesu. Kiedy poszłam do lekarza z prośbą o pomoc, gdyż bolały mnie biodra i kolana a pomiędzy wałkami tłuszczu latem pojawiały się odparzenia a wątroba z nadmiaru leków coraz bardziej dawała o sobie znać – usłyszałam, że mam wybrać „albo uroda albo zdrowie”. Bardzo mnie to zdenerwowało, bo o urodzie przy wadze ponad 112kg już dawno nie można było mówić a zdrowie właśnie coraz bardziej szwankowało.
Te ciągłe diety, które stosowałam długo i konsekwentnie, szarpanie się wewnętrzne i ciągły brak tego efektów powodowało, że coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że nic już nie mogę zrobić. „Na pocieszenie” zjadłam sobie ciasteczko, zapiłam jakimś słodkim sokiem. Wieczorkiem do kawki czekoladka… W efekcie nie wiem jaka była moja waga najwyższa, bo po tym jak przy stosowaniu tych drakońskich diet nadal tyłam i kiedy weszłam na wagę ujrzałam 112kg – to już więcej się nie ważyłam. Dlatego dzisiaj, mówiąc o tym, wymieniam te 112kg jako moją wagę szczytową, chociaż na pewno było tego duuuużo więcej.
Ponieważ kolejne choroby nawarstwiały się ( nadwaga, endometrioza jajników, zwapnienia i początki kamicy żółciowej, zaparcia i problemy gastryczne, które skutkowały hemoroidami, bóle kręgosłupa i inne problemy ) szukałam pomocy wszędzie gdzie się tylko dało. Niestety – bez efektu. Doszło do tego, że z powodu dużego brzucha nie potrafiłam obciąć sobie paznokci u nóg. Nadwaga i leki hormonalne spowodowały zatrzymanie menstruacji. Poszłam więc do ginekologa po poradę i jak wszystkich innych lekarzy, z którymi się zetknęłam i jego również zapytałam czy potrafi mi pomóc i poradzi jak zrzucić te zbędne kilogramy. Uprzedziłam go, że próbowałam już wszystkiego. Zapytał się czy próbowałam „diety Kwaśniewskiego”. Ponieważ w tym czasie „na topie” była dieta zwana „prezydencką” lub „kapuścianą”, zapytałam z powątpiewaniem „ ile w życiu można zjeść kapusty „? Wyjaśnił mi, że mówi o diecie optymalnej doktora Kwaśniewskiego. Coś wcześniej już słyszałam, że są tacy co jedzą dużo i tłusto a chudną, więc z niedowierzaniem zapytałam, czy chce mi wmówić, że jedząc golonko i popijając śmietaną można zrzucić tyle tłuszczu ile ja mam na sobie. Wyjaśnił mi, że szczegółowo i tym pisze autor książki, który jest lekarzem i autorem tej diety. Nie wgłębiał się w szczegóły. Odesłał mnie do tej książki, przepisał stosowne leki i na tym zakończyła się moja wizyta. Pobiegłam do księgarni i kupiłam „Dietę Optymalną” i podobnie jak wszyscy inni przeczytałam i wiedziałam, że to jest to. Oczywiście na początku robiłam błąd za błędem. Przede wszystkim jadłam za dużo. Nie miałam precyzyjnej wagi i te ilości były raczej „na oko” i nie odważone. Za dużo białka i drastyczny brak węglowodanów, które ograniczałam do mikroskopijnych ilości spowodowały świąd skóry, śmierdzący oddech i taki ból wątroby, że wydawało mi się iż w brzuchu mam tylko jedną gigantyczną wątrobę. Na pomoc przyszła książka… Dowiedziałam się, że jadłam za dużo białka i do tego mało wartościowego. Przestawiłam proporcje, ograniczyłam ilości, zaczęłam zwracać uwagę na jakość. Pełna optymizmu, że wreszcie mi się uda, co wieczór stawałam na wadze i ciągle nic…
Ponieważ zauważyłam, że lepiej się czuję, nie rezygnowałam. Pierwszym pozytywnym skutkiem diety było ustąpienie zaparć. Stwierdziłam, że do ubikacji chodzę bez strachu a po wyjściu z niej siadam na krześle bez bólu. Ponownie weszłam na wagę – nic się nie zmieniło. Po jakimś czasie – może kilku tygodni – dopadł mnie straszny kłujący ból z prawej strony. Nie wiedziałam co się dzieje. Chodziłam zgięta i ponownie dopadły mnie wątpliwości co do bezpieczeństwa stosowania tej diety. Ponownie wyjaśnienie znalazłam w książce. To złogi ( lub już prawdopodobnie już kamienie ) w woreczku ustępowały i zaczęły się przemieszczać w stronę przewodów żółciowych. Za radą Doktora zażyłam tabletki NO SPA i chodziłam. Czułam jak coś ostrego i palącego przemieszcza mi się w brzuchu a kłujący ból razem z tym. Po kilku godzinach przeszło. Podobna sytuacja miała miejsce jeszcze dwa lub trzy razy ale nauczona doświadczeniem wiedziałam jak sobie poradzić. Niestety, waga pozostawała bez zmian wobec czego przestałam z niej korzystać. Wszystkie spódnice i spodnie dotychczas nosiłam na gumkach a uniform w pracy był w kroju męski więc jakoś szło.
Coraz lepiej się czułam, przybyło energii, rano wstawałam wyspana a stres w pracy łatwiej się regenerował. Kupiłam dokładniejszą wagę kuchenną, pojechałam po raz pierwszy do lekarza optymalnego w Katowicach. Przed wizytą zrobiłam badania kontrolne krwi i – o zgrozo!!! – cholesterol powyżej 350!. Ponownie ogarnęły mnie wątpliwości co do bezpieczeństwa stosowania tej diety. Podzieliłam się moimi wątpliwościami z lekarzem i znowu dowiedziałam się innych ważnych szczegółów diety. Wróciłam też do ćwiczeń domowych i wyjść na basen. Coraz więcej uwagi poświęcałam proporcjom B-T-W, jakości spożywanego białka i tłuszczu. Byłam otwarta na wszelkie wskazówki i rady. Z „Optymalnych” dowiedziałam się o turnusach wczasowych i pojechałam do Jastrzębiej Góry, gdzie a Arkadii LIDO zetknęłam się z profesjonalnym podejściem do sprawy. Zachłannie korzystałam z konsultacji lekarskich dr Pala, wykładów szkoleniowych i prądów. Nie bez znaczenia były również podawane posiłki. Dla każdego oddzielnie wyliczone i podawane. Uczyłam się rodzaju posiłków, kompozycji co z czym i z nowym zastrzykiem optymizmu wróciłam do domu.
Pewnego razu ubierając spódnicę z poprzedniego sezonu zauważyłam, że „przeleciała” mi przez całe ciało i spadła na podłogę. Uważniej się sobie przyjrzałam i podeszłam do większego lustra, z którego dotychczas korzystałam jak już byłam ubrana i w płaszczu. Faktycznie – jakby mnie było nieco mniej. Waga łazienkowa potwierdziła! Po 7 lub 8 miesiącach diety zauważalnie schudłam. Dotarło do mnie, że ubrania są luźniejsze, żakiety nie tylko się dopinają a nawet w biuście nie urywa się guzik. Od tego czasu ponownie uważnie zaczęłam się obserwować. Chudłam około 0,5 do 1 kg miesięcznie. Czasami przez kilka miesięcy nic nie schudłam ale nic nie było w stanie odwieść mnie od diety optymalnej. Po następnych miesiącach zrzucane kilogramy zaczęły być widoczne. Z radością w sklepie kupowałam ubrania, które mogłam sklasyfikować jako nr 50, 48, 46… Wcześniej chcąc kupić garsonkę pytałam ekspedientkę czy ma jakąkolwiek na mnie. Ta, po otaksowaniu mnie odpowiedziała, że „takich rozmiarów nie prowadzimy !” A teraz znowu mogłam w „normalnym” sklepie kupić ubrania.
Proces zrzucania kilogramów trwał prawie 2 lata. Pomagali lekarze optymalni, doradcy, turnusy w Arkadiach i prądy stosowane zgodnie z lekarskimi zaleceniami. Obecnie kupuję odzież w rozmiarze 40 lub 38. W chwili pisania tych słów ważę 67 kg. Dziękuję Bogu, że na mojej drodze życia spotkałam tych lekarzy. Jednego, który mi wskazał tę dietę i drugiego, dzięki któremu stał się ten cud. Chciałam dodać, że nie mam zwisających fałd skóry, sylwetka jest proporcjonalna i jestem żywym przykładem tego o czym Doktor Kwaśniewski pisał w swoich mądrych książkach. Kiedyś, będąc na turnusie optymalnych w Arkadii w Ciechocinku miałam możliwość osobistej z Nim rozmowy i niniejszym spełniam to, co Mu obiecałam i opowiadam swoją historię. Może to komuś pomoże ?
Na wszystkie wątpliwości związane z dietą – mogę powiedzieć tylko to, aby wytrwale a przede wszystkim zgodnie z proporcjami ją stosować. Nie odstępować, nie ulepszać, nie modyfikować wobec swoich upodobań. W razie wątpliwości radzić się lekarza a nie innej osoby, której na inne schorzenia pomogło coś innego, co niekoniecznie musi być dobre dla mnie. Nade wszystko zaś mieć świadomość tego, że nie jest to „cudowny lek”, który wszystko wyleczy i będziemy wiecznie młodzi i zdrowi – ale dieta, która pozwala jednych chorób się wyzbyć a inne łatwiej pokonać i żyć tak aby świadomie nie narażać się na choroby.
Pani Jolanta lat 52 jest naszą pacjentką od kilku lat, w chwili obecnej jest pod opieką dr Ewy Gwóźdź. Śmiało mogę powiedzieć, że naprawdę bardzo dobrze wygląda i ma świetną figurę. Z przyczyn osobistych nie chciała zamieścić swojego zdjęcia, a szkoda bo wygląda wspaniale. Wierzyć się nie chce, że kiedyś była grubą, roztytą kobietą na dodatek schorowaną. Interesuje się wszystkim co dotyczy zdrowego stylu życia i sporo na ten temat czyta. Przyjeżdżając na zabiegi zawsze jest spokojna i chętnie rozmawia z pacjentami. O czasu do czasu korzysta z wczasów optymalnych i różnego rodzaju szkoleń i zebrań dotyczących diety optymalnej. Jej pasją są podróże i zwiedzanie ciekawych miejsc. Pani Jolanta może być z siebie dumna, że zrobiła dla siebie wiele, żeby być zdrowa i ładnie wyglądać. Wierzę, że spokój i rozsądek który jej towarzyszy pozwoli jej długo cieszyć się zdrowiem i nigdy nie zejdzie z raz obranej, jak wiemy dobrej drogi.
tel. 32 353 20 27
kom. 503 – 144 – 481