Ireneusz Erfurt
Jako dziecko na szczęście nie chorowałem na poważne choroby, niczym się nie wyróżniałem pod względem zdrowia od swoich rówieśników? Jeśli w szkole panowała ospa to wiadomo miałem ospę, jeśli był sezon przeziębień to oczywiście brałem antybiotyk taki jak połowa szkoły itd. Miałem szczęście przeżyć dzieciństwo bez Internetu bez smartfona i bez produktów udających jedzenie pod szyldem wielkiej korporacji z za oceanu. Spędzałem czas na podwórku grając z kolegami w piłkę i łażąc po drzewach, nikt nie mówił mi „smaruj się kremem bo słońce cię zabije” nikt też wtedy nie zastanawiał się czy owoce, które jem były umyte, przecież były z naszego ogrodu nie z Biedronki.
Żywienie w domu rodzinnym było typowo śląskie ponieważ z takiej rodziny pochodzę, dużo mięsa, ziemniaków, makaronu, śmietany, masła i oczywiście białego pieczywa. Lecz wielu produktów w tamtych czasach nie można było kupić i dobrze bo dzięki temu wiem jak smakują swojska kiełbasa, krupniok czy masło, które robiła moja kochana Babcia. Niestety proporcje produktów w posiłkach w każdej śląskiej rodzinie są dobierane według tylko jednego kryterium najważniejsze żeby się człowiek najadł do syta i tyle. Do wieku około 20-stu lat nie mogłem narzekać na zdrowie pracowałem, uczyłem się, jadłem wszystko co mi smakowało o każdej porze dnia i nocy. Później zaczęły się problemy z stawem kolanowym, ból w czasie chodzenia później nawet w czasie spoczynku, nie do zniesienia w nocy. Lekarze diagnozowali różnie, jedni przepisywali mi leki na dnę moczanową bo przyznałem, że mój ojciec się na to leczy, a inni chcieli mi operować łękotkę bo nie wiedzieli o chorobie taty. Na moje szczęście boję się operacji i nigdy nie lubiłem brać leków.Niestety wkrótce dołączyły ciągłe bóle głowy, więc moim niezbędnikiem stały się tabletki przeciwbólowe, wieczorem żeby spokojnie spać za dnia żeby jakoś wytrzymać do wieczora.
W myśl zasady „jeśli nie potrafisz pokonać wroga naucz się z nim żyć” żyłem z moimi bólami. W tym czasie pojawiła się w moja cudowna żona, potem w 2002 roku córeczka Justyna oraz w 2006 Alicja.
Nasze dzieci żywiliśmy tym co kupowaliśmy w marketach i co było reklamowane jako zdrowe, homogenizowane niby owocowe serki, udające śniadanie, czekoladowe płatki, lub słodki proszek do złudzenia przypominający kakao itd. Dziś już wiem jak bardzo się myliliśmy wierząc, że pani w reklamie serwuje to swoim dzieciom dzięki czemu będą zdrowe i szczęśliwe aż do starości.
Dziewczynki chorowały zgodnie z kalendarzem w okresach przeziębień co parę miesięcy serie antybiotyków (wiadomo 150-200zł) za każdym razem, latem szczególnie młodsza pokrzywki, uczulenia itp. W międzyczasie stałem się prawdziwym trzydziesto-paro latkiem z wielkim brzuchem lekkim nadciśnieniem bolącym kolanem o głowie nie wspominając. Brzuch mi nie przeszkadzał, no bo przecież to od piwa, które uwielbiałem moi rówieśnicy też takie mieli, więc co w tym nadzwyczajnego? Widocznie tak to już musi być – myślałem. Dietą optymalną zainteresowałem się dopiero gdy zobaczyłem jak kolega z pracy Marek Konopka na moich oczach z tygodnia na tydzień stawał się coraz to szczuplejszy a był od zawsze jak sięgam pamięcią bardzo gruby. Każdy myślał wtedy (chyba jest poważnie chory?) lecz o dziwo tryskał energią i z miesiąca na miesiąc stawał się innym zdrowszym człowiekiem. W rozmowie z Markiem dowiedziałem się że stosuje starą jak świat dietę dr. J Kwaśniewskiego, pomyślałem przecież jeśli jemu pomaga, to chyba to działa! Poprosiłem go aby mi pomógł ponieważ moja żona ma zdiagnozowaną zaawansowaną osteoporozę, niedoczynność tarczycy, a po przebytym nowotworze kości udowej Basi każde badanie było dla nas wielkim stresem.
Moja żona po wieloletnim chodzeniu do różnych „specjalistów” którzy leczyli jej nieustający ból w okolicy kości udowej i biodra wychodziła co najwyżej z nowym środkiem przeciwbólowym i diagnozą: BÓLE WZROSTOWE ponieważ zaczęło się to gdy była nastolatką. Później gdy była starsza można było już przepisywać prawdziwe bomby w postaci np. KETONALU itp. narkotyków. Po urodzeniu pierwszego dziecka bóle stały się nie do zniesienia więc zabrałem ją do ortopedy, który leczył kręgosłup mojej mamy. Zobaczył zdjęcie RTG i z delikatnością kowalskiego młota stwierdził…” „ma pani nowotwór obejmujący jedną trzecią kości udowej umiejscowiony tak blisko panewki, że w każdej chwili może nastąpić samoistne rozpadnięcie się kości i główki stawu biodrowego – operacja natychmiast…”
Taka diagnoza dla matki z dwumiesięcznym dzieckiem zabrzmiała jak wyrok śmierci.
Szkoda, że na zdjęciach zrobionych 4,3 i 2 lata wcześniej żaden „specjalista” tego nie zauważył. Niestety żona te zdjęcia wyrzuciła bo i po co trzymać skoro wszystko w porządku… „Polak mądry po szkodzie” Na szczęście operacja się udała. Pomimo powikłań i trzech miesięcy na wyciągu żona wróciła do nas gdy córeczka miała pół roku. Od tego czasu minęło 15 lat i dzięki Bogu nic złego w kości się nie dzieje. Marek polecił nam Panią dr. Ewę Łukaszek – Gwóźdź z Katowic, która jak się okazało jest wspaniałą lekarką i pomaga nie tylko Basi lecz całej naszej czwórce. Podsunął też kilka książek na temat ŻO i zaprosił nas na organizowane przez niego raz w miesiącu spotkanie „grupy optymalnej ” z Rybnika. Na tym spotkaniu zobaczyliśmy kilkunastu-osobową grupę ludzi odżywiających się w ten sposób od kilku lub kilkunastu lat. Ci ludzie nie przypominali naszych schorowanych rodziców, chociaż większość była w podobnym wieku. Wtedy dotarło do nas dlaczego nigdy w mediach głównego nurtu nie słyszeliśmy zaleceń zgodnych z odżywianiem optymalnym. Natomiast na pamięć znaliśmy slogany typu: „tłuszcz zwierzęcy to śmierć na zawał serca” czy „żółtko najwyżej jedno na tydzień” – bo cholesterol!
Nie słyszeliśmy o tym w mediach, ponieważ ludzie, którzy żywią się w taki sposób są po prostu zdrowi, wyleczeni ze swych często „nieuleczalnych” chorób wbrew wszystkim medialnym nagonkom i całemu systemowi! Więc chyba jak wszyscy optymalni pokochaliśmy swój cholesterol (przy okazji polecam świetną książkę „Cholesterol medyczne kłamstwo” i weszliśmy całą rodziną w PRAWDZIWE ŻYWIENIE jak w dym! Od dwóch lat mam zdrowe kolano, chociaż jest to to samo kolano, które bolało przez prawie 12 lat. Od czasu przejścia na odżywianie optymalne nie zażyłem żadnej tabletki przeciwbólowej. Moje ciśnienie tętnicze pani pielęgniarka przy badaniach okresowych określa teraz jako książkowe. Oczywiście są też skutki uboczne, niestety nie wyglądam już tak jak moi 40-letni rówieśnicy ponieważ wróciłem do sylwetki i wagi z czasów gdy byłem w wojsku. Jeszcze w 2014r ważyłem 78kg w lipcu 2015r 70kg, aktualnie od roku moja waga 66kg i to chyba właściwa bo mam 170cm wzrostu. Wszyscy wokoło myślą, że forsuję się ćwiczeniami czy może głodzę się żeby tak wyglądać. Do pewnego czasu tłumaczyłem każdemu co i jak, jednak za którymś razem odpuściłem. Nie mam siły takiej jak „eksperci żywieniowi” z porannych, odmóżdżających programów kawowo-herbacianych. Po prostu jak w starej japońskiej baśni „mgły wachlarzem nie rozpędzisz ” Bezcenne są natomiast spojrzenia ludzi przy kasie gdy wykładamy towar z koszyka, OPTYMALNI znają to uczucie. Jednocześnie współczując tym, którzy nie wiedzą, tak jak ja nie wiedziałem i chcą się odchudzić jedząc styropian imitujący chleb lub inne wynalazki FIT.
Każdy myślący człowiek wie o co chodzi, dlaczego co pięć minut reklamowana jest tabletka na wszystko dla ciebie, twojej mamy, chorego taty, wystarczy poprosić w aptece. Szczytem są ostatnio reklamy leków dla psa. Czyżby dzikie psy dingo miały swoje tajne przychodnie, które przez lata ewolucji leczyły u nich artretyzm czy zęby? Czy ktoś widział w kolejce do specjalisty tygrysa czy inne dziko żyjące zwierzę? Jestem przekonany że tak by było gdyby to dzikie zwierzęta a nie ludzie, żywiły się sztucznym jedzeniem nie psującym się miesiącami. To właśnie one byłyby teraz w kolejkach do specjalistów. Kiedyś wierzyłem reklamom i byłem konsumentem nastawionego na zysk systemu. Lecz dopiero jako zdrowy człowiek odtruty z legalnego narkotyku jakim jest cukier, uczę się odróżniać co jest czarne a co białe. W dzieciństwie przez wspaniałych rodziców miałem zaszczepione wartości, które dziś nazywa się ciemnogrodem. Są one niemodne i zacofane. Dzięki temu wiem, że nie jest najważniejsze to aby dziecko miało najlepsze ciuchy w szkole, najnowszy model telefonu czy najdroższe buty w klasie. A dzięki ŻO wiem, że jestem na dobrej drodze, którą kroczymy z moją cudowną rodziną.
Pracuję zawodowo, żona zajmuje się dziećmi i domem, lecz to tylko brzmi jak utarty stereotyp, tak naprawdę moja cudowna Basia, jest motorem napędowym całej naszej czwórki. Jest strasznie uparta, jeśli coś Jej nie wychodzi – robi to aż do skutku. Zawsze uwielbiała słodycze, dalej uwielbia lecz teraz robi nam ciasta, torty, chałwy a nawet mufinki optymalne. Stwierdziła że nasza rodzina nie może się truć naszpikowanymi chemią wędlinami, więc kupujemy kiedy się da mięso bezpośrednio od rolnika. Nauczyła się robić swojskie kiełbasy, szynki, pasztet czy nawet domowe parówki. Poczytałem, zrobiłem wędzarnię, więc też mam w tym udział i trochę zabawy. Robi wszystkie możliwe domowe przetwory, dżemy, ogórki, kiszoną kapustę itp. Jeśli już zdrowo żyć to przecież trzeba zastąpić chemię w domu czymś naturalnym, więc trzeba robić środki czystości samemu – wystarczy internet. Kupujemy sodę, kwasek cytrynowy, boraks, szare mydło i masę innych rzeczy, które tak naprawdę ogarnia tylko Basia. Można z nich zrobić wszystko – proszek do prania, zmywarki czy płyn do WC – i to wszystko robi. Jest tego naprawdę sporo. Najważniejsze, że jest to zdrowe i tanie.
Mówię to wszystko – bo wiem że sama tak o sobie nie myśli, lecz każdy kto pozna Ją bliżej wie, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych jeśli chodzi o rodzinę, a zwłaszcza o dzieci. Wśród rówieśników jesteśmy uważani czasem za kosmitów, czasem po prostu słyszymy: „po co to wszystko robicie?, „przecież to można kupić gotowe, a chemia i tak jest wszędzie…”, „wam to się chyba nudzi…”. Ci, którzy tak mówią regularnie odwiedzają apteki, a nam w domowym budżecie więcej środków pozostaje na optymalne produkty.
Jestem ogromnie wdzięczny mojej żonie za to co robi dla całej naszej czwórki. Mam tylko wyrzuty sumienia widząc jak dużo czasu, który mogłaby wykorzystać dla siebie poświęca na wszystkie te czynności dla dobra i zdrowia rodziny.
Komentarz dr Ewy Gwóźdź- Łukaszek
Mając taką rodzinkę pod opieką rośnie serce . Bardzo widoczne efekty stosowania żywienia optymalnego w tej rodzinie , powodują niewiarygodną radość i satysfakcję . Chciałabym zwrócić uwagę na to, że dieta, nie tylko zmienia ciało ale także i umysł, sposób myślenia, podejście co do wartości życia i zdrowia oraz innych ludzi. Cała rodzinka emanuje wielką radością, wzajemną miłością ,serdecznością i niesamowitą energią, która udziela się osobom postronnym. Pan Irek nie wspomniał o kilku – lub kilkunastu kilometrowych spacerach , które odbywają bardzo często. To jest niesamowicie ważne. Potrzeba ruchu jest wpisana w nasze geny, nie powinniśmy o tym zapominać. Ruszajmy się jak najwięcej. To może być spacer, jazda na rowerze , basen lub to co sprawia nam przyjemność . Oby REGULARNIE. Ludzie, którzy zrozumieją, po co pracują nad sobą, będą mieli silniejszą motywację do wykonania pracy nad sobą, a ich działanie będzie bardziej skuteczne. W tej rodzinie wszystko, sprawdza się do wspólnej wizji na każdym poziomie, bycia razem w zdrowiu i szczęściu i bycia blisko ludzi jak tylko mogą.
tel. 32 353 20 27
kom. 503 – 144 – 481